Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pas lugduński najlepszy już były poobwijane i jako tako złożone, gdy niespodzianie przybył ów milczący pan Serwacy Przebendowski i oświadczył podkomorzemu, że feldmarszałek życzył sobie z nim widziéć się i mówić, albo wieczorem u siebie, lub u pani podskarbiny. Dnia tego przyjmowała, kwaśno jak zawsze, sama feldmarszałkowa.
Zdumiał się Dziubiński niemało.
— Mój dobrodzieju — odezwał się — czy nie wiész o co to idzie? — zapytał pana Serwacego. — Feldmarszałek czasu ma niewiele, jużciżby mnie, który jestem simplex servus Dei, nie wzywał dla baraszkowania.
— Sądzę że zechce zapewne pomówić o teraźniejszych sprawach rzeczypospolitéj — rzekł Serwacy — ale nie wiem. Byćby téż mogło że cię na 14 sierpnia do Moritzburga na „Gospodarstwo,“ które król przygotowuje, zaprosi.
— A! za żadne skarby świata, na żadną fetę saską, pókim żyw, nie pojadę! — krzyknął, ręce załamując, podkomorzy. — Dwa razy popróbowałem téj rozkoszy, ale mam dosyć, nie mogę! Za trzecim razem pewniebym życiem przypłacił. Za nic, a, za nic! — powtarzał, chodząc po pokoju. — Wysokie progi na moje nogi! Jeszcze się nie wysapałem po ostatniéj historyi. Wszak gdybyś mnie asindziéj nie podtrzymał, byłbym runął jak kłoda, i to wprost na feldmarszałka, a coby naówczas się stało z nim i zemną? zgroza pomyśléć. — Widzisz asindziéj, panie Serwacy — dodał, zwracając się ku niemu — ja za kołniérz nie wylewam. Dużo win próbowałem, przelało się przez gardło w ciągu życia wiele, od deszczówki począwszy, do gęstego tokaju, co to go choć łyżką jeść. No, ale takiego wina, jakie tu dają i ka-