Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żą pić — nie kosztowałem nigdy, a jak mówi Pismo święte: po dziełach ich poznacie! Pić to nic, smak jak wszelakich innych, ano skutek inny, niby nie idzie do głowy, przedziwną robi konkokcyą w żołądku, ciepło przyjemne rozchodzi się po całém ciele — człowiek się cieszy że tak dobrze i ani się spostrzegł, że już nóg nie ma. W téjże chwili na oczy mgła, na język przychodzą drgawki, i... bywaj zdrów! Mówcie sobie co chcecie, ci Niemcy dyweldrek mieszają do wina, bo to jest nienaturalne, aby człowiek, nie wypiwszy i garnca, z nóg się walił.
Pan Serwacy milczał; miał taką naturę jakąś, nierozmowną. Koniec końcem Nufrek dostał rozkaz dobycia nanowo z tłomoka sukien paradnych, co go do ostatniéj rozpaczy doprowadziło, bo przy piérwszém pakowaniu, pod dozorem pana, dwa czy trzy kułaki oberwał. Podkomorzy zdecydowany był tegoż dnia submitować się feldmarszałkowi.
Około godziny szóstéj był już na pokojach. Tu, galonowana służba, wysokie salony (wedle wyrażenia podkomorzego, jak stodoły), złociste meble, przepych książęcy, wojskowy dwór, mnóstwo dostojnych gości, naostatek sama pani, na kanapie siedząca jak na tronie, skrzywiona, dumna, wygorsowana i okryta brylantami, a zgóry patrząca na pospolite saskie plemię, Dziubińskiego od progu już zalterowały. Nie wiedział co począć z sobą, chociaż socios malorum miał tu kilku, mianowicie pana wojewodę inowrocławskiego, Kociełła, jednego Radziwiłła i kilku pomniejszych. Na ukłon przed tronem feldmarszałkowéj ledwie mu zapłacono głowy skinieniem. Za to Fleming był bardzo grzeczny.
Jeszcze się z Kociełłem zabawiał podkomorzy,