Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła dziwne jakieś rzucający wejrzenia, Serwus odzywał się téż niekiedy wcale do rzeczy. Ale powierzchowność miał niezgrabną, długi był, chudy, żółty, przygarbiony mimo młodości i śmiészny tém, że ustami ciągle kręcił, jak gdyby cóś w nich przeżuwał. Pan Serwacy u jezuitów w Wilnie, dokąd oddany był na naukę, uchodził, pomimo to, za nadzwyczaj zdolne i wiele obiecujące subjectum. Wiadomo było powszechnie, że ojcowie życzyli sobie wielce przyodziać go w sukienkę zakonną, nakłonili go nawet, ażeby rok przebył w ich nowicyacie w Rzymie. Ale Serwuś, rozpatrzywszy się tam, choć świetne miał widoki na przyszłość, a w domu żadnych, powrócił do podskarbiego, tłumacząc się że nie uczuł powołania.
Gdy późniéj wyśmiéwano się z téj jego głupoty, ksiądz biskup kujawski, który o tém słyszał, a był wielkim znawcą ludzi, powiadał z uśmiéchem:
— Śmiéjcie się, śmiéjcie z niego, a ja wam powiadam, że jeśli go jezuici miéć chcieli, to nie darmo. Wiadomo że gdy osy gruszkę napoczną i obsiądą, pewnie słodka i dojrzała jest. Tak i z człowiekiem: gdy jezuici w nim smakują, cóś tam być musi.
Miał, czy nie, słuszność ksiądz biskup, wyrokować nie chcemy, ale Serwuś na bardzo zdolnego człowieka nie wyglądał wcale, a mówił tak jakoś dziwnie, plątał się niezgrabnie, zdawał siebie niepewnym, że wszystkich do śmiéchu pobudzał. Miał tyle tylko za sobą, że prawym był, wiernym, aż do przesady skrupulatnym i zaufać mu było można w sprawach piéniężnych. Chciwości nie okazywał najmniejszéj, ani ambicyi. Jeżeli jaką miał, nie zdradzał jéj niczém.