podkomorzego Dziubińskiego, pana Serwacego Przebendowskiego. Ubogi ten i bardzo daleki jakiś krewniak podskarbiego, gdyż stosunku jego do familii możnéj nigdy wyjaśnić nie było podobna, siérotą wzięty był przez ówczesnego wojewodę malborskiego do dworu jego. Wojewoda dał mu wychowanie i dla imienia, które nosił, przywiązał go do domu swego, z jakąś ekspektatywą niejasną lepszéj przyszłości, protekcyi, kawałka chleba z łaski króla, wójtostwa jakiegoś, urzędziku, lub bogatego ożenku.
Związki, nawet oddalonego pokrewieństwa, imiennictwa, nazwiska albo herbu były jeszcze naówczas, more antiquo, daleko silniejsze, niż dzisiaj. Rodziny trzymały się spójno i ratowały przez poczucie obowiązku.
Pan Serwacy, którego poufale Serwusiem zwano, z pozoru wydawał się najnieszczęśliwszą, upośledzoną, zahukaną istotą, choć naprawdę więcéj daleko był wart, niż się zdawało.
Czém i kim był w głębi, tego nikt, nawet ci co z nim codziennie od lat wielu obcowali, powiedziéć nie umieli. Któś go na żart przezwał Proteuszem, inni złośliwi chrzcili Kameleonem, lecz większa część miała go za bojaźliwego głuptaszka, niewiedzącego dokąd idzie i dlatego zmieniającego ciągle fizyognomią i mowę.
Chociaż Serwuś ów był w domu podskarbiny figurą bardzo podrzędną, na oko prawie nic nieznaczącą, bo jako rodzaj marszałka lub factotum przywiązanym był do usług pani, czasem tylko używanym bywając do zabawiania skromniejszych gości polskich — musieliśmy z nim bliżéj trochę poznać czytelników.
Miany za głuptaszka, bo na niego wyglądał, najczęściéj uparcie milczący, z pod nizkiego czo-
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/123
Wygląd
Ta strona została skorygowana.