Lubiła dosyć tego pokornego, cichego służkę pani podskarbina, a Serwuś téż dla niéj był oddanym i zapamiętale gorliwym w spełnianiu nietylko rozkazów, ale domyślnych jéj życzeń. Kobiéty dworskie z téj weneracyi dla pani trochę się naśmiéwały, dziwnie ją tłumacząc, co ilekroć Serwusia doszło, burzył się i gniéwał okrutnie. Wiedziała o tém podskarbina i sama uśmiéchała się z jego adoracyi dla siebie, będąc dla biédnego siéroty, trzymającego się zawsze zdala u progu, bardzo względną i łaskawą, bo litość nad nim miała.
Nieznacznie jakoś z wiszącego przy dworze podskarbiego do nieokreślonych zleceń rezydenta, stał się Serwuś niby marszałkiem dworu saméj pani, któréj służbą i czeladzią komenderował w podróżach, wydatki zapisywał, kasę utrzymywał i różne poufne pełnił obowiązki. Zdawał się im téż zupełnie oddanym i niczém więcéj na oko się nie zajmował, choć często na długie godziny znikał z pałacu i wieczorami nawet przesiadywał w mieście. Panny służebne Polki i Niemki, których dosyć było przy pani Przebendowskiéj, szczególniéj się zajmowały tym nieokrzesanym klocem, tą tyką od fasoli — jak go przezywano. Śledziły jego ruchy, szpiegowały zajęcia, wiedziały nawet, choć izbę swą pod dachem na klucz pilnie zamykał, że miał w niéj jakieś roboty tajemnicze, pisywał wiele, z papiérami się nosił, a skryty był i zamknięty we wszystkiém.
Intrygowało to kobiéty, które, nie mogąc go ani zbałamucić, ani pociągnąć ku sobie, miały złośliwie na oku. Był dla nich zabawką ten Serwuś, który na psikusy ich, na zatykaną dziurkę od klucza, pisane krédą na drzwiach koncepta
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/125
Wygląd
Ta strona została skorygowana.