Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z sąsiadami, dla których rzeczpospolita nie była groźną, a stanie się nią monarchia dziedziczna.
Król ruszył ramionami, nudził się i niecierpliwił.
— Jużem to słyszał — rzekł — powtarzasz się, mój kochany Fleming. Ja to umiem na pamięć. Każesz mi czekać aż cóś, gdzieś Brandeburczyka sparaliżuje, aby nam nie przeszkadzał, aż Wiedeń da przyzwolenie i car zgodzi się na to. Wszystko wiem.
Fleming zamilkł, był widocznie dotknięty. August przeszedł się po pokoju i zapytał:
— Widziałeś nowe mundury gwardyi? Prawda, będą piękne i wspaniałe.
Pytanie to, wrzucone umyślnie, aby odwrócić rozmowę, nie podobało się feldmarszałkowi, ale na nie głową tylko dał znak potakujący. Król daléj ciągnął wpół żartobliwie, jakby go chciał zniecierpliwić:
— Przyszły karuzel potrzeba czémś ożywić i odświéżyć. Jak ci się zdaje? Stroje perskie, czy japońskie dać jeźdźcom?
— Byłoby rzeczą zupełnie nową, gdyby zamiast Persów, wystąpili husarze polscy — rzekł Fleming z przekąsem.
— Myśl nie jest zła, zapewne — odparł król seryo — ale to żołniérz ciężki, prawie śmiészny dziś, niéma wdzięku. Cóś w tém jest barbarzyńskiego.
— A w Persach? — wtrącił feldmarszałek.
— Persów jużeśmy nieco ze rdzy otarli na teatrze — rzekł August — wyglądają przyzwoicie.
Zerwała się rozmowa.
Na stoliku leżało pismo hetmana litewskiego Pocieja; król je wziął, uśméchając się, popatrzył na nie i rzucił.