Symichu, nie trzeba brać ostro przed się rzeczy.
Poruczmy Bogu, on tu niechaj ma na pieczy:
On daje i dla pana; a więcby wszystkiego
Odbieżeć, że się trocha na stronę uroni?
Święta to wełna,[1] co się nią baran ochroni.
Bog nam da: za wydercą[2] zawsze nędza chodzi:
Jeszcze też żon nie mawa; niechaj się ojcowie
Naszy frasują; ich to przynależy głowie.
A my co wesołego sobie zaśpiewajmy,
Ale co wesołego; pokoj troskom dajmy.
I to ustąpić musi, co nas dziś frasuje.
Zaczni, abo ja zacznę, pojdziem na przemiany:
I wieniec piękniejszy jest, kiedy przeplitany.
Zaczynaj ty; ja z tobą w rownią się nie liczę[3];
Wszakże nie wydam[4]; co kto umie, z tym się stawi:
Przy słowiku i sroka piosnkami się bawi.
Skowroneczku, już śniegi na polach nie leżą,
Już do morza rzekami pienistemi bieżą.
I garłeczkiem krzykliwym wdzięcznie przepierujesz[5].
Bo skoro wiosna role rozległe ogrzeje,
Skoro łąki kwiatkami pięknemi odzieje,