Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ty obejmiesz ten buk w borze,
Co go objąć trzech nie może.

Janoszu! dzielny góralu!
Zkąd ty wziął się na Podhalu?
Nie kobieta, ale skała
Zrodzić nam ciebie musiała.

A dziś dnie jego życiem zbójców płyną;
Lód i przepaście jego dziś dziedziną.
Po ciemnych jamach z puhaczami mieszka,
Trop dzikiéj kozy zwykła mu dziś ścieżka.
Co o nim prawią, w głowie się nie mieści,
Jak o straszydle krążą o nim wieści.
Tutaj ze mgłami spada na doliny,
Tu duchem zbiega nietknięte wyżyny;
Tutaj, od strzelców odważnych naparty,
Znika w szczelinie tak wąsko rozdartéj,
Że się zaledwo gadzina prześliźnie.
Z wierzchów, gdzie kamień na proch się rozbryźnie,
On żywo zleci, jakby skrzydłem ptaka,
Albo jak koziół huśta się u krzaka.
Głos ludu twierdzi, że kochanka jego,
Którą jak stracił, nikt wiedziéć nie może,
Przeobrażona w ducha niedobrego,
Tajemnie nad nim czuwa w każdéj porze.
Bo trudno wierzyć, ażeby tak młody
Przebył bez duchów tak wielkie przygody,