Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z resztą banie te obfitują w źródła bardzo dobre. Górnicy wychodzą na noc z bani i mają szałas gdzie odpoczywają. Stoi on pod nawisłą górą i wytrzymuje częste szturmy to lawin, to kamieni pękających od mrozu i toczących się na dół. Mają swojego naczelnika z pomiędzy siebie, który surowo karze wszelkie przestępstwa, łopatką umyślnie na to sporządzoną. Uderzeniem téj łopatki poświęcają także piérwszy raz zwiedzających te banie.
Nie mieliśmy dosyć czasu wejść na okazały skalisty szczyt Magóry, musieliśmy przestać na niższym jéj grzbiecie. Śnieg, spadły tam przed kilką już tygodniami, grubo leżał i w lód prawie stwardniał. Otaczał nas widok niezmiernie rozległy i piękny na północ, wschód i południe.
Stąd mi pokazano i widziałem, ale w wielkiéj odległości, Gąsiennicowe stawy. Leżą oni cokolwiek niżéj jak Pięcio-stawy, ale jeden z nich jest tak wielki jak Morskie Oko i na środku ma wyspę. Z tego jeziora wypływa potok który wpada do Dunajca pod Poroninem. Miejsce to, bliskie na pozór, leżało od nas, jak mi mówiono, o półtory mili najmniéj, pomiędzy górami tak nagiemi, jak są góry w około Pięciostawów.
O Magórze, na któréj byliśmy, to mi jeszcze powiadano, że w lecie przylatują tu ptaszki do kanarków bardzo podobne i ze śpiéwem podobnym; my, widzieliśmy dzisiaj tylko mech, kozodrzew, śnieg i