Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tém że jeżeli nie uczy się tego coby warto było umieć, to znowu nie wie o wielu rzeczach które lepiéj nie wiedziéć. Stąd idzie, że niełatwo tu napotkasz rozdrażnienie nerwów w skutek lektury francuzkiéj; stąd można widziéć niekiedy podczas wesołych zebrań, w razie kiedy się głowy rozegrzeją i spór dojdzie do walki ręcznéj, kobiety na placu walki nie ustępujące w męstwie mężczyznom, bez względu na niebezpieczeństwo czépków. Jest-to zapewne niedogodność wynikająca z obyczajów niezłagodzonych romansami, jest-to może nawet nieładne, ale ja przynajmniéj, wolę to, znajduję mniéj nieładném, mniéj szkodliwém w swoich skutkach, pomimo sińców i zadraśnień, jak owo ugłaskanie naszych Pań przepuszczonych przez ujeżdżalnię romansów i czułych poezyi.
Wypadki, o których spomniałem, są rzadkie, a możeby nigdy miejsca niemiały, gdyby nie sąsiedztwo z Węgrami. Wielką pokusą dla Szlachty Sandeckiéj jest bliskość Węgier, a następnie obfitość wina i to małym kosztem. Co najgorsza, że to daje niektórym powód utrzymywać, jakoby Szlachta Sandecka więcéj piła niż inna Szlachta. Mniemanie to mam za przesadzone; widziałem ja szlachtę nie Sandecką tak pijącą, że i Sandecka na więcéj-by się nie zdobyła.
Wszystko to uszłoby za mniejsze grzéchy w oczach ludzi wyrozumiałych, dałoby się złagodzić to tém to owém, gdyby Szlachta Sandecka pilnowała się drogi ojców dobréj, w rzeczach główniejszych dla człowie-