Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dza, podziwia, a nie jeden opisuje. Morskie oko nie zrobiło na mnie wrażenia jakiego się spodziéwałem, niezawodnie dla tego żem już widział Pięcio-stawy. Mimo to zasługuje na to co o niém mówią. Ma swoją piękność niepospolitą, a sobie tylko właściwą. Jest to wielka masa wody zamknięta w jeziorze okrągłém, którego powierzchnia zajmuje 70 morgów; brzegów tak rozległych, że człowieka stojącego na brzegu przeciwnym dójrzéć niemożna, a czemu na piérwszy rzut oka trudno uwierzyć, tak mniejszém wydaje się z powodu olbrzymich wysokości które je dokoła otaczają. I my byliśmy ofiarą tego złudzenia, ale dwie próby sprostowały nasz sąd o niém. W nadziei że się prędko dostaniemy do brzegu przeciwnego, usiedliśmy na stojący tam statek (rodzaj promu) i w pięć wioseł silnie pędziliśmy; w półgodziny pokazało się z oddalenia brzegów, żeśmy jeszcze w połowie nie byli; późniéj strzelaliśmy kulami, ale te przy wszystkich swoich podskokach, nie dosięgały nigdy ani połowy jeziora.
Głębia Morskiego oka jest niezmierzona. Może nie jest bez zasady to twierdzenie, że jezioro to łączy się z morzem, że woda jego z morza przychodzi; bądź co bądź, głębokość jeziora w pewnéj odległości od brzegów dotąd nie jest docieczona.
Na środku Morskiego oka jest wir wielki.
Ryby dają się tu widziéć, a czasem nieznanego rodzaju. Powiadał mi człowiek wiarogodny i miał na