Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i udano się do modłów błagalnych, a wnet wóz ruszył z miejsca, grad się zatrzymał i jasna pogoda wróciła.
W podobnéj myśli słyszałem inną powieść ale nieuważnie, i dla tego niemogę jéj przytoczyć jak mi była opowiedzianą. To mi się tylko zachowało z ogólnéj treści, że za przewinienie podobne powyższemu, cały lasek dotknięty został karą taką, że wszystkie jego drzewa powykręcały się w najpotworniejsze kształty i tak dotąd rosną. Lud pokazuje go jako widomy i trwający przykład kary za ubliżenie świętościom, światu wyższemu.
W innéj powieści, bardzo prostéj, dostrzegam ważną ideę o zamknięciu się w sobie, o niedawaniu innym należnego im czucia.
Był w Łopusznéj parobek bardzo przystojny i równie zimny. Nie jedna dziewczyna okazywała mu swoją ku niemu skłonność, ale żadna nie mogła pozyskać jego wzajemności; każdą odepchnął z pogardą. Zdarzyło się, że raz idąc na mszę do Charklowéj, ujrzał w potoku łososia; schyla się, aby go schwycić i w téj chwili przebija go nóż, który miał za pasem. Rana była śmiertelna, umarł z niéj prawie natychmiast. — Nóż nieszczęśliwy wrzucono w potok, gdzie się stał przypadek, a parobka pogrzebiono; ale duch jego nie opuścił miejsca gdzie nóż był wrzucony, ciągle się tam pokazywał i strzegł ludzi. W téj trwodze, znalazły się śmiałe dziewczęta, które posta-