Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o ziemię, ale nie jest jeszcze świętością w jego oczach, jest mu obojętna, po chwili przemija w jego pamięci razem z hałasem swoim — przeciwnie błogosławi on przez wieki, korzy się, pada twarzą i duchem przed kobietą, przed dzieckiem, przed wszelką słabością widomą, skoro z niéj promieni potęga wyższéj miłości, ofiary wyższéj. Lud ją prosty poczuje, odkryje i uwieczni w swoim świecie.
Jest to jego własność nieoceniona, owo uwiecznianie wszystkiego, co raz dotknął swoim duchem. Idzie mu to bez trudu, bo przedewszystkiém uderza go prawda, i prawdzie tylko stawia swoje ołtarze. Ten ołtarz może być niezgrabny, przekształcony wpływami czasu, ale go postawił lud w miłości i czci dla prawdy; a co raz tak postanowił, już tego pewno sam nie zwali.
Następna powiastka maluje cześć Podhalan dla świętych im przedmiotów.
Do kościoła w Łopusznéj wieziono obraz Ś. Antoniego; obraz nie mistrzowski zapewne, gdzie był nie jeden grzech przeciwko sztuce, a między innemi usta zbyt blade. Jeden z obecnych widząc to odezwał się żartem, że święty musiał tylko co jeść śmietanę. Natychmiast obraz tak ociężał, że wóz stanął w miejscu jak wryty, przytém niebo okryło się chmurami i ogromny grad się puścił. Probowano siły liczniejszego zaprzęgu, ale wóz z obrazem stał nie poruszony. W końcu dowiedziano się przyczyny tego wypadku,