Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gała na przyjaciółkę, by zaraz rozpoczynała, gdyż jutro jechać musi, a chce koniecznie usłyszeć wszystko do końca.
Maja Liza podjęła opowiadanie temi słowy:
— O ile pamiętam, upłynął mniej więcej tydzień od czasu powrotu Śnieżki do domu, kiedy przybył w odwiedziny latarnik Moreus wraz z żoną swą, Ullą. Goście ci sprawili niewysłowioną radość Śnieżce, która żyła, coprawda, teraz w zupełnej zgodzie ze swą macochą, ale przeciążona była bardzo pracą. Przez cały dzień deptać musiała warsztat tkacki, przerzucając czółenko tam i z powrotem i tkając gruby, ordynarny drelich. To też, gdy się wieczór kładła spać, bolały ją dotkliwie plecy. Radowało ją tedy zawsze przybycie gości, gdyż miała w takich razach kilka przynajmniej godzin wolnych od roboty.
Ach! Ach! Śnieżka myślała w duchu, że pewnie nigdy nie nabierze w życiu takiego zapału do pracy, jaki posiada macocha. Nie osięgnie też pewnie takiej biegłości i zwinności w palcach. Macocha umiała tkać przepiękny adamaszek ze szlakiem, wyobrażającym zwierzęta całej arki Noego. Śnieżka spostrzegła, że macocha uważa ją za niedołęgę, starała się przeto być pojętną i czyniła wszystko, by ją zadowolić.
Ulla Moreus znała pastorową z tych jeszcze czasów, kiedy była klucznicą w Borgu, i obie rozumiały się doskonale. Prócz tego pomagała Ulla w pałacu,