Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wraz z teściową swą, przy pieczywie jesiennem, przeto miała dużo do opowiadania o hrabinie. Śnieżka spostrzegła, że macocha raduje się wielce, słuchając opowieści o rozmaitych nowych szaleństwach swej byłej chlebodawczyni.
Prawdę mówiąc, najbardziej uradowany z odwiedzin był sam ojciec. Odrzucił on zaraz wobec gości owo pełne namaszczenia zachowanie, jakie przybrał od czasu małżeństwa, i stał się jakim był poprzód. Śnieżka zadawała sobie pytanie, gdzie się ukrywał ten jej dawny, drogi ojczulek, z którym nie była na przechadzce od czasu owej przygody na łące podczas sianokosu.
Ach! Wiedziała ona dobrze, jak się sprawa ma, wiedziała, że właśnie z jej przyczyny nie śmie teraz ojciec żartować i śmiać się, czując wyrzuty sumienia z powodu złego wychowania, jakie dał córce. Pewny był, że Śnieżka nigdyby nie śmiała rzucić mu, oraz macosze tych obraźliwych słów, gdyby jej był nie rozpuszczał i dlatego chciał ją teraz prowadzić surowo i karnie. Tak postanowił i trzymał się serjo tego wobec córki, nie śmiejąc porzucać nastroju uroczystego i poważnego.
Przed niewielu jeszcze miesiącami wydawało się ojcu, że córka jego jest taką, jaką być powinna, teraz atoli nie warta była nic i ojciec nie zmieni się zapewne w dawnego ojczulka, dopóki ona nie zmieni się na inną.