Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nabrała nadziei, że niedługo podróż owa stanie się rzeczywistością, bo dotarłszy na miejsce, zastali nadspodziewanie dobre wyniki. Ojciec był wysoce uradowany, a Śnieżka poznała to z żarcików, jakiemi zaszczycił długiego Bengta, najwyższego chłopca w całej parafji, radząc mu, by jeszcze rósł, bo jest za mały i trawa kryje go razem z kapeluszem.
Długi Bengt nie lenił się też z odpowiedzią. Zauważył, że jeśli pan pastor będzie dalej tak nawoził i uprawiał swe pola jak dotąd, to niebawem nie zechce nikt u niego pracować, a zwłaszcza kosić łąki. Prawdziwą mękę stanowi przezwyciężenie tej zwartej masy, stanowiącej istny wał. Obaj parobczaki stanęli również oczywiście po stronie Bengta i zaręczali, że wolą wyzwać na pięści wszystkich najgorszych wizygotów podczas jarmarku brobskiego, niźli kosić księżą łąkę w roku przyszłym.
Ojciec musiał teraz rzec coś równie grzecznego, a wszyscy stali wokoło niego, ciekawi co powie. Śnieżka nie zapomni nigdy tej chwili i widzi przed sobą zadowolonego ojca, który namyśla się nad słowami, jakich ma użyć, by wywarły jak największe wrażenie.
Cóż się atoli zdarzyć może w świecie? Oto nikt z obecnych nie usłyszał tej odpowiedzi, gdyż nastąpiło coś zgoła niespodzianego, co zwróciło uwagę i myśli zebranych w inną stronę.