Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak, gdy Vetter wrócił, liczyła ustawicznie klucze na kółkach, nie znajdując niemal czasu na inne zajęcie. Wieczorem przynosiła z drewutni wielką siekierę i stawiała ją przy łóżku, a męża dręczyła dotąd, aż powiesił nad łóżkiem nabitą dubeltówkę.
Pastor starał się ją uspokoić zapewnieniem, że Vetter nigdy nie okrada sąsiadów, ale i jemu nie powiodło się przywieść jej do rozumu.
Vetter posiedział przez parę dni w domu, potem zaś wybrał się jak zazwyczaj w odwiedziny do Löwdali. Macocha była właśnie w kuchni i ujrzawszy go, gdy mijał okno, zaraz spytała, kto to jest.
— To Vetter! — odparła klucznica bez cienia zdumienia. — Przyszedł oczywiście zawiadomić pana pastora, że został uwolniony z więzienia.
Nie spodziewała się czegoś takiego, bo człowiek, który wszedł do pracowni plebana, wyglądał na uczciwego, prostego chłopka. Nogi się pod nią ugięły i przerażona padła na krzesło.
Potem poskoczyła zbierając wszystkie siły, wpadła do pokoju, chwyciła szkatułę ze srebrem swojem, siadła na kanapie w salonie i trzymała skarb w objęciach przez cały czas bytności Vettera u pastora.
Musiała czekać w ten sposób dość długo, bo pastor miał pewną, rzec można, słabostkę dla tego draba i nie puszczał go nigdy, zanim nie opowiedział wszystkich przedsięwzięć i przygód. Potem musiał