Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stało. Czyż jest coś, czegoby pragnęła i nie dostała? Nie, to chyba niemożliwe!
Pastorówna dawała Norze rozmaite znaki, ale wobec metody drażnienia ze strony ciotki nic to nie pomagało.
— Mogłabyście to zobaczyć sama, — krzyknęła! — gdybyście jeno chciała otworzyć oczy. Ma na sobie odzież zgrzebną jak ja, a zostały z niej tylko skóra i kości. Powiadają wprawdzie, że krew jst gęstsza od wody, ale u was inaczej widać bywa. Wam to obojętne, że ją macocha niedługo na śmierć zadręczy!
Wszystko było niezmiernie przykre dla Maji Lizy. Sam już niepowstrzymany płacz doprowadzał ją do rozpaczy, a czemże była dopiero owa indagacja, przez którą ciotka wydobywała jedno po drugiem z Nory. Jakże to przyjmie? Może żywi nienawiść w sercu do córki siostry i radować się będzie z jej nieszczęścia.
Nie mogła dłużej wytrzymać i szukała omackiem drzwi. Gdy chciała nacisnąć klamkę, zauważyła, że jest zepsuta, nie mogła bowiem otworzyć, ciągnęła ją, to pchała, nagle doznała zawrotu głowy i padła na ziemię.
Odzyskawszy przytomność, spostrzegła, że leży w łóżku, w pokoju o siwych chodnikach w szachownicę, a pościel, na której spoczywa jest tak miękka i cienka, że w Löwdali byłoby trudno zna-