Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bo mi opowiada różne śliczne rzeczy.
— Ach tak? — ozwała się. — A czy nie wiesz, skąd zna te śliczne rzeczy, które ci opowiada?
— Pewnie z książek, które czytuje po nocach! — wyznała dziewczynka.
— Więc czytuje po nocach? — zdziwiła się. — Pewnie zapala do czytania łuczywo?
— O nie! — zawołała Nora. — Zapała świecę, sama to widziałam nieraz.
Gdy noc zapadła i Maja Liza udały się wraz z Norą spać, przyszła pastorowa do komory, gdzie już leżały w łóżkach, i zabrała świecę z lichtarzem.
Gdy się całkiem uciszyło, wstała pastorówna i sięgnęła do szafki zegara, gdzie miała schowane świeczki łojowe. Potem wyśliznęła się do kuchni, rozdmuchała węgiel na ognisku, zapaliła świeczkę i wróciwszy wzięła się do czytania. Maja Liza miała w Upsali brata, który pisywał poezje i przysyłał jej, wiedząc że je lubi niezmiernie. Tych to wierszy uczyła się po nocach na pamięć.
Musiało to być coś bardzo pięknego, co czytała, gdyż nie zwróciła uwagi na uchylające się drzwi kuchni i nie podniosła oczu, aż przed nią stanęła pastorowa, która wyciągnęła rękę i zabrała światło.
— Chcesz nas pewnie wszystkich puścić z torbami? — rzekła gniewnie. — Po całych nocach wypalasz świece! Mów zaraz, skąd je masz?
— To nie wasza świeca, matko! — odparła.