Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy moja czy nie moja, postaram się przeszkodzić ci w niweczeniu dobytku! Nauczę cię, co znaczy kara za rozrzutność!
To rzekłszy wyszła, ale zaraz wróciła z kawałkiem płótna w ręku.
— Skoro już spać nie możesz i chcesz coś robić po nocach, — powiedziała — róbże przynajmniej coś użytecznego! Oto ta mereżka wokoło musi być do rana gotowa!
Wyszła, a biedna Maja Liza musiała siedzieć przez całą noc przy robocie.
Nora nie zamknęła oczu do świtu. Czuła się nieszczęśliwą z powodu, że zdradziła, iż Maja Liza czytuje po nocach.
Dlatego tak się uradowała przybyciem matki.
Ach, nie przeżyłaby chyba tego, by się pastorówna wszystkiego dowiedziała, nie mogła sobie dać rady i prosiła matki, by ją zaraz zabrała do domu, gdyż na plebanji za nic dłużej nie zostanie.
Matka perswadowała jej, jak umiała, ale dziewczyna nie chciała słuchać i upierała się twierdząc, że woli chłód i głód w domu, niźli by do niej żal miała Maja Liza.
Ale matka oświadczyła, że zostać musi. Dodała, że potworna baba niedługo już będzie sobie pozwalała na okrucieństwa, bo ona sama pomówi o wszystkiem z pastorem, który jej uwierzy na pewno, ponieważ zna ją zdawiendawna.