Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciu. Jawiła się w samą porę, by jej dać pomoc w wielkiem strapieniu.
Gdy przybyły do stajni, musiała jej matka przedewszystkiem objaśnić, jak ma rozumieć nową bajkę o Śnieżce, której wysłuchała w ciągu dwu nocy, a której treść mimo woli odnosiła do Maji Lizy.
Opowiedziała wszystko, jak najlepiej umiała, a matka, pomilczawszy długą chwilę, tak rzekła:
— Nie przypuszczały widocznie, że masz tyle rozumu, by pojąć co mówią. Teraz jednak, gdyś pojęła, musisz pokazać, iż masz rozum przez zamilczenie o wszystkiem.
Ale mała Nora miała coś więcej jeszcze na sumieniu.
Wczoraj przed południem przyszła do niej pastorowa. Wyglądała pogodnie, uśmiechała się życzliwie i spytała, czy jej się tu podoba i czy nie tęskni za domem.
Odrzekła, że jej się na plebanji bardzo podoba, że jej dobrze, a ponad wszystko kocha kury.
— Tak? — powiedziała pastorowa ze śmiechem. — Czyż niema jeszcze kogoś na plebanji, kogo byś kochała?
— Kocham jeszcze mamzel Maję Lizę! — odparła dziewczynka.
Na to roześmiała się znowu pastorowa i spytała, czemu właśnie Maję Lizę kocha.