chłopię małe i jego zabawy, tem częściej powracała myśl o królestwie tysiącletniego pokoju. Nie zdejmowała go wprawdzie obawa, by czary one już nastąpić miały, ale już sama myśl o czemś, tak pogardy godnem, wielce mu wstrętliwą była.
Dnia jednego, gdy maleńki zabawiał się śród kwiatów na onem pięknem polu, spadła z chmur na ziemię sroga ulewa. Ujrzało chłopię, że ciężkie i duże były krople deszczowe, że z mocą wielką padały na kielichy lilji, i zatroskało się o piękne przyjaciółki swoje. I wnet pośpieszył maleńki do największych i najpiękniejszych, pochylił ku ziemi sztywną łodygę, pokrytą kwieciem — i oto krople deszczowe godziły już teraz tylko w zewnętrzną stronę kielichów lilji.
A skoro już tak jedną łodygę kwietną pochylił, wnet do drugiej śpieszył, by białe kielichy ku ziemi odwrócić. I nie ustał w tej pracy, aż wszystkie kwiaty na polu przed deszczem gwałtownym zabezpieczył.
A wartownik musiał się uśmiechnąć, patrząc na one mozoły chłopięcia.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/13
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —