Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

— Ot, myślę, że lilje dziękować mu za to nie będą — powiedział. — Toć oczywista, że wszystkie łodygi połamane. Niepodobna sztywnej rośliny tak przyginać ku ziemi!
Aliści, gdy ulewa minęła, ujrzał wartownik, że malec do lilji śpieszy i pochylone podnosi. I zdjęło go zdumienie wielkie, bo oto chłopię bez żadnego mozołu prostowało sztywne łodygi, a żadna z nich ani złamaną, ani uszkodzoną nie była. Małe rączki podnosiły kwiat za kwiatem i znowu jaśniały uratowane lilje na polu w całym blasku swej piękności.
Na ów widok wzburzyło się dziwnym gniewem serce wartownika.
— Baczże co to za dziecię! — pomyślał. — Aniby podobna uwierzyć, że takie szalone pomysły mieć może. I cóż to za mąż wyrośnie z chłopięcia tego, co znieść nie może widoku nawet lilji złamanej? Jakżeby to było, gdyby taki na wojnę musiał? Cóżby uczynił, gdyby mu rozkazano z dymem puścić dom, pełen niewiast i dzieci, albo li też prze-