Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   116   —

A stara niewiasta pochyliła się nad nim. Łzy gorące z oczu jej płynęły, a jednocześnie radość nadziemską czuła, że do niej przyszedł, że u niej szukał opieki. Ramieniem szyję jego objęła i jako matka, co przedewszystkiem łzy dziecięcia osuszyć pragnie, twarz przesłoniła mu swą cienką, chłodną chustą lnianą, by łzy i krew z niej zetrzeć.
Ale tejże chwili oprawcy krzyż podnieśli. Zbliżyli się i wnet porwali więźnia. A zniecierpliwieni zwłoką, powlekli go za sobą w dzikim pośpiechu. Skazany jęknął głucho, gdy go uprowadzano z miejsca, gdzie chwilę wytchnienia znalazł, nie opierał się przecież wcale.
Faustyna chwyciła go w objęcia, by go zatrzymać, gdy jednak stare jej bezsilne dłonie oprzeć się nie mogły, a więźnia uprowadzono, było jej jakby jej własne porwano dziecię, i zawołała:
— Nie, nie! Nie zabierajcie mi go! Nie powinien umrzeć, nie powinien!
I gniew i ból wielki zmogły ją, gdy go uprowadzonym ujrzała. Chciała po-