Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więc i rozkazał niewolnikom co prędzej wnieść świeczniki i pochodnie.
Gdy się o tyle rozjaśniło wreszcie, że mógł znowu rozróżnić twarze swoich gości, zauważył u zebranych pewne widoczne rozstrojenie.
— A no, udało ci się, — rzekł niechętnie do żony — zepsułaś twymi mrzonkami całą wesołość uczty. Skoro jednak nie jesteś już w stanie myśleć dziś o czym innym, opowiedz nam bodaj sen twój. Usłyszawszy go, spróbujemy wyłożyć jego znaczenie!
Młoda kobieta chętnie na to przystała. I gdy tak obrazy snu swego, jeden po drugim opowiadała obecnym, goście poważnieli coraz bardziej. Poniechali kielichów a czoła ich zasępiły się. Jedyny, który wciąż jeszcze śmiał się i wszystko błędnym przewidzeniem mienił, był Piłat.
Gdy się opowiadanie skończyło, rzekł młody mówca:
— Zaiste, w tym jest coś więcej niż sen, gdyż nie widziałem dziś wprawdzie cesarza, natomiast spotkałem tu jego starą mamkę i przyjaciółkę Faustynę, wjeżdżającą do miasta. Dziwi mię tylko, że się dotąd nie ukazała w pałacu u namiestnika!
— Istotnie chodzą pogłoski, że cesarz nawiedzony jest okropną chorobą, — zauważył dowódca wojsk. I mam wrażenie, że sen twojej żony, może być istotnie doniosłą przestrogą bogów.