Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełnie o własnych troskach i boleściach, patrząc na mękę tego udręczonego człowieka, i wraz z innymi niewiastami zapragnęła pospieszyć mu z pomocą i wydrzeć go siepakom.
Skazany zauważył staruszkę podążającą do niego i leżąc prawie, posunął się ku niej, jakby szukał obrony przeciw prześladowcom.
Chwycił jej szatę. Przytulił się do niej jak dziecko do matki a ona poprzez łzy zalewające jej oczy uczuła błogą uciechę, że do niej właśnie się zbliżył i u niej szukał przystani. Objęła go za szyję i — jak matka przede wszystkim spieszy otrzeć łzy z oczu dziecka — tak ona zdjąwszy z głowy chustkę z cienkiego płótna otarła łzy i krew z jego twarzy.
W tej chwili oprawcy ułatwiwszy się już z krzyżem przyszli ciągnąć skazanego za sobą, zniecierpliwieni zwłoką, szarpali go z dzikim pośpiechem. Jeniec jęknął, ale gdy go uprowadzono z miejsca wytchnienia, nie stawiał żadnego oporu.
Faustyna zaś, chwyciła go, pragnąc zatrzymać, a gdy jej drżące, zgrzybiałe ręce okazały się bezsilnymi, gdy go porwano mimo jej wysiłku, serce jej pękało z żałości i jakby macierzyńską rozpaczą zdjęta, zaczęła wołać:
— Nie, nie zabierajcie go! Nie powinniście go dręczyć! Nie powinniście go zabijać!
Była wzburzona do głębi. Pragnęła podążyć za nim... Chciała się bić z siepakami i wydzierać im