jeńca, ale przy pierwszym zaraz kroku już, zawrót ją ogarnął i zemdlała. Sulpicjusz zdążył chwycić ją w ramiona tak, że nie upadła na ziemię.
Zobaczył w ulicy mały, ciemny sklepik i tam ją zaniósł. Nie było tu stołka ani ławy, ale kupiec był miłosierny. Przywlókł matę i urządził staruszce legowisko na ziemi.
Nie była bezprzytomna, tylko tak mocny zawrót ją chwycił, że nie była w stanie utrzymać się na nogach, musiała leżeć.
— Długą podróż odbyła, a gwar i ścisk w mieście wyczerpały do reszty jej siły, — tłumaczył Sulpicjusz kupcowi.
— Przy tym jest bardzo wiekowa, a nie ma takiego siłacza, którego by w końcu starość nie zmogła.
— Dzisiejszy dzień jest i dla młodszych ciężkim, — rzekł kupiec. Powietrze za duszne do oddychania. Nie dziwiłbym się, gdyby wielką burzę przyniosło.
Sulpicjusz pochylił się nad staruszką. Zasnęła i oddychając spokojnie, po znużeniu i wzruszeniach spała.
Podszedł do drzwi sklepiku i patrzył na przechodzące tłumy, czekając aż się staruszka obudzi.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/130
Wygląd
Ta strona została przepisana.