Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złotówek, wyglądał tak. że Ormianin, który ważył złoto, miał go za złodzieja i oszukał go co najmniej ma połowę sumy.
Następnego ranka Bo wymknął się z kolonii. Szedł najpierw na Zachód w kierunku góry oliwnej, ażeby nikt nie podejrzywał jego zamiaru, to też nałożył ogromnie drogi, zanim dostał się na dworzec kolei.
Przyszedł mimoto o godzinę za wcześnie i cierpiał straszliwie podczas czekania. Przed każdym człowiekiem, który przychodził, wzdrygał się ze strachu i daremnie wmawiał sobie, że nie czyni nic złego, że jest wolnym człowiekiem, któremu wolno iść, gdzie mu się podoba, Zrozumiał, że byłby lepiej postąpił, gdyby był otwarcie mówił z drugimi kolonistami i nie był się wykradł od nich Obawa, że mógłby być widziany i poznany, była dlań tak dręczącą, że o mało co nie wrócił.
Nakoniec Bo siedział w pociągu, wszystkie wagony były przepełnione, lecz nie widział żadnego znajomego. Siedział cicho i myślał o listach, które miał wystosować do pani Gordon i do Hellguma. Wyobrażał sobie, że po modlitwie porannej będą one przeczytane przed całą gminą, i widział dokładnie jaka pogarda malowała się na wszystkich twarzach.
„Popełniam z pewnością dziś strasznie zły czyn“, myślał i był pełen trwogi, że zrobi tem na