Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którzy wciąż potrzebowali pomocy, że zaś Gordoniści nie przyjmowali zapłaty za żadną dla innych wykonaną robotę, z powodu niezgody, jaką pieniądze wnoszą między ludzi, nie dziw przeto, że mieli czasami wielkie troski.
Kilkakrotnie, gdy nie przybyły na czas przesełki pieniężne oczekiwane z Ameryki, brakło im o mało chleba. Często cała gmina leżała na kolanach i błagała Boga o pomoc.
W takich chwilach pas palił Boa jak ogień. Jednak nie mógł go dać teraz, gdy trawiła go tęsknota wyjazdu! Prócz tego perswadował sobie, że to zapóźno; nie mógłby przyznać się teraz, że miał przez cały czas ukryte pieniądze.
W sierpniu skończył nareszcie Bo piec piekarski i chciał wyjechać najbliższym parowcem. Pewnego dnia wyszedł przed miasto, usiadł na samotnem miejscu i z rozprutego pasa wyjął pieniądze. Gdy trzymał w ręku złote monety, wydawało mu się, że jest zbrodniarzem. „O Boże mój przebacz mi!“ zawołał. „Nie wiedziałem przecie, że Gertruda będzie wolną, gdym się przyłączył da tych ludzi. Dla żadnego innego człowieka nie porzuciłbym kolonii“.
Wracając do miasta, Bo posuwał się niepewnym krokiem i miał to uczucie, że ktoś za nim idzie i obserwuje go. Gdy następnie u jednego z wekslarzy przy ulicy Dawidowej zmienił kilka