Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie mogła żądać od niej wprost, aby złamała regułę obowiązującą w kolonii; ale Gertruda zrozumiała, że wszystko co uczyni ze względu na Ingmara będzie jej przebaczone. „Gdyby to nie o mnie szło, lecz o inną, pani Gordon nie byłaby tak pobłażliwą“, myślała Gertruda z pewnem upokorzeniem. „Ale mnie uważają tu za trochę pomieszaną, i byliby pewnie zadowoleni, gdyby się mnie pozbyli“.
Przez cały dzień, to jeden, to drugi przychodzili do Gertrudy i mówili z nią o Ingmarze. Nikt nie śmiał powiedzieć jej wprost, że powinna z nim pojechać, ale chłopi szwedzcy siadali przy niej i opowiadali jej o bohaterze, który walczył w dolinie Jozafata o zmarłą, i mówili że teraz dowiódł, iż jest prawdziwym potomkiem starego rodu. Byłaby nieodżałowana szkoda, gdyby taki człowiek miał wzrok stracić.
„Widziałem Ingmara w dzień licytacyi na ingmarowskim dworze“, rzekł Gabryel, „i gdybyś go wtedy była widziała, nigdy nie byłabyś się na niego gniewała, jestem tego pewny“.
Ale Gertrudzie zdawało się, że przez cały dzień staczała walkę, jak w jakimś śnie, kiedy chciałoby się uciekać a nie możliwem jest ruszyć się z miejsca. Chciała dopomódz Ingmarowi, ale nie wiedziała skąd weźmie siły do tego. „Jakże mogę zrobić to dla Ingmara, skoro go już nie kocham? py-