Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wić, rzekła Gertruda. „Musieliśmy się pytać, jak się nazywa stół i krzesło, łóżko i szafa. A niezadługo zasiądziemy jeszcze na ławie szkolnej, aby nauczyć się czytać i pisać w nowym języku“.
Teraz oboje wysilają się, aby znaleźć nowe podobieństwa.
„Nauczyłem się tu nazwy ziół i drzew, zupełnie tak samo, jak mnie matka uczyła, gdy byłem mały“, rzekł Bo. „Umię teraz odróżniać brzoskwinię od moreli i drzewo figowe od oliwnego. Nauczyłem się także poznawać Turka po krótkiej katance, beduina po prążkowanym płaszczu, derwisza, po fezie, a żyda po pejsach nad uchem“.
„Tak“, rzekła Gertruda, „to tak samo, jak w dzieciństwie uczyliśmy się rozróżniać chłopów z Flopy i Gagnefu po ich sukmanach i kapeluszach.“
„Ale najbardziej dziecinnem jest to, że przestaliśmy się zupełnie starać się sami o siebie“, rzekł Bo, i że nie mamy własnych pieniędzy, lecz musimy po każdy grosz chodzić do innych. Ilekroć handlarz poleca mi pomarańcze łub winogrona, muszę myśleć o tem, co czułem, będąc dzieckiem, gdy przechodziłem na jarmarku obok budy z cukierkami, a nie miałem w kieszeni ani szeląga“.
„Jestem zupełnie pewna, żeśmy już z gruntu zmienieni“, rzekła Gertruda. „Gdybyśmy teraz wrócili do Szwecyi, ludzie by nas w domu nie poznali.“