Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Wierzaj mi, my obaj oszczędziliśmy sobie wiele przykrości przez to, że w zimie nie byliśmy tu obecni. Z początku musiało być najgorzej, zanim ludzie przywykli do tego systemu nawracania i do tego, aby ich nazywano dyabłami i piekielnymi psami. A najgorzej było, gdy nawet dzieci nawrócone zaczęły głosić kazania“. — „Jakto, więc i dzieci głosiły kazania?“ zapytał Ingmar niedowierzająco „Tak, Hellgum tłumaczył im, że zamiast się bawić, powinny służyć Bogu, zaczęły więc nawracać dorosłych, Zaczaiły się gdzieś w ukryciu, a potem nagle napadały na przechodniów i wołały do nich: „Czy nie spróbujesz oprzeć się szatanowi? Czy chcesz dalej żyć w grzechu?“
Ingmar w duszy opierał się przeciw temu, co słyszał. Nie mógł wierzyć, że wszystko to, co stary opowiadał, było prawdą. — „Ach, z pewnością powtarzasz to, co ci Flet nagadał“, rzekł. — „Właśnie miałem ci to powiedzieć“, rzekł stary, „że z Fletem już także koniec. Ach, gdy pomyślę tylko, że wszystko to wyszło z Ingmarowskiego dworu, ledwie mam odwagę, spojrzeć ludziom w oczy!“
„Czy Fletowi stało się coś złego?“ zapytał Ingmar. — „To te dzieci winny temu. Pewnego wieczora, gdy nie miały nic lepszego do czynienia, przyszło im na myśl nawrócić Fleta. Słyszeli naturalnie, że Flet jest wielkim grzesznikiem. —