Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem liczne zabudowania: obory, stajnie, wozownie, owczarnie, strychy i piwnice.
— To wszystko mogło być moje — rzekł do siebie, wsiadając do bryczki.
Przejął go do głębi żal piekący. Chciał wyskoczyć, wrócić do nich, i powiedzieć, że to wszystko, co im mówił, było nieprawdą. Że chciał tylko zażartować i nastraszyć. Co za głupstwo popełnił, wyznając! Co na tem zyskał? Komu przez to dopomógł? Zabity pozostał martwym, a siebie pociągnął do zguby.
Dziś, kiedy musiał się zrzec myśli o małżeństwie, podsycało ono jego chciwość. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak wiele przez to stracił. Cóż to szkodziło, że Hildur była samolubną i despotką? Stanowiła najlepszą partję w okolicy. Dzięki niej mógłby stanąć u szczytu znaczenia i wpływu.
Żałował nietylko Hildur i jej bogactw, ale i zaszczytów, które go ominęły. Jakżeby mu zazdroszczono, gdyby tak jechał z nią do kościoła na ślub! Zasiadłby na pierwszem miejscu podczas uczty weselnej! Byłby ośrodkiem tańców i wszystkich przyjemności. Ten wielki dzień, w jego życiu odwrócił się do niego plecami...
Erland spozierał kilkakrotnie na syna. Nie był już ani piękny ani uduchowiony. Siedział przybity, ogłupiały, z zgaszonym wzrokiem. Czyżby żałował zeznania? Ojciec chciał go o to zapytać, lecz postanowił milczeć.
— Dokąd jedziemy? — spytał Gudmund. — Jedźmy chyba wprost do komisarza.
— Możebyś przedtem odpoczął? Nie spałeś.
— Matka się przestraszy, jak zobaczy żeśmy wrócili.
— Nie zdziwi się. Wie tyle, co i ja. Będzie z pewnością rada, żeś wyznał.