Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach jaka szkoda. Właśnie pojechał do sądu.
— Ja także tam jadę. Chciałem go z sobą zabrać.
— Ojcu zawsze tak pilno! — powiedziała z żalem.
— Mała szkoda — odrzekł.
— Ojcu byłoby miło przejechać się taką ładną bryczką i takim koniem — dorzuciła uprzejmie.
Słysząc te komplimenty, młody człowiek uśmiechnął się.
— A no, trzeba jechać — rzekł.
— Nie wstąpicie na chwilę?
— Bóg wam zapłać, Hildur, nie mam już czasu. Nie wypada się spóźniać.
Jadąc do trybnuału, Gudmund był w doskonałym humorze i wcale już nie myślał o spotkaniu z Helgą. Kontent był, że to właśnie Hildur wyszła na ganek i zwróciła uwagę na bryczkę, konia i uprząż. Dla niej to przecież była cała ta parada.


∗             ∗

Gudmund pierwszy raz w życiu znalazł się w sądzie. Spostrzegł, że wiele tam można się nauczyć i dlatego przesiedział dzień cały na sali. Był zatem obecny w chwili, gdy wywołano sprawę Helgi. Widział, jak dziewczyna porwała Biblję ze stołu i jak bohatersko stawiała opór zarówno woźnemu, jak sędziemu.
Skoro się wszystko skończyło i sędzia uścisnął dłoń młodej dziewczyny. Gudmund szybko się podniósł i wyszedł z sali. Zaprzągłszy piorunem bryczkę, zajechał