przed podjazd. Zdaniem jego Helga okazała dzielność, zasługującą na uczczenie. Ona jednak była taka poruszona, iż nie pojęła jego intencji i uciekła przed zaszczytem, jaki jej zgotował.
∗
∗ ∗ |
Tego samego dnia, późno wieczorem, Gudmund przybył na Bagnisko. Nazywano tak małą chałupę, zbudowaną ma zboczu zalesionych wzgórz, otaczających gminę. Wiodła tam droga dostępna dla koni tylko zimą podczas sanny. Wobec tego Gudmund musiał pójść pieszo. A i tak niełatwo przyszło mu się tam dostać. O mało nóg nie połamał pomiędzy pniami drzew i kamieniami. Musiał przechodzić w bród kilkanaście potoków, przecinających drogę. Gdyby nie pełnia księżyca, nigdyby nie odnalazł chaty. Pomyślał sobie, jaki to duży kawał drogi zrobiła dziś Helga.
Chałupa stała na polance w połowie zbocza. Gudmund nie był tam nigdy, lecz niejednokrotnie widział tę miejscowość z doliny. Pewien był, że się nie omylił.
Polanka otoczona była płotem z chrustu, trudnym do przebycia dla dzikich zwierząt. Chałupka zbudowana była w głębi zagrody. Poniżej wyścielała zbocze łąka, porosła krótką, cienką trawą. Jeszcze niżej stały dwie przybudówki z szarych desek i loszek, pokryty zielonym torfem. Uboga to była siedziba, lecz nie pozbawiona wdzięku. Z poblizkiego bagniska, od którego miejscowość wzięła swą nazwę, podnosiły się opary otaczając szczyt wzgórza wspaniałym wieńcem, srebrnym od poświaty księżycowej. Sam wierzchołek, najeżony jodłami, wynurzył się z mgły i zarysował na niebie. Księżyc oświecał dolinę tak jasno, że widno było, jak na