Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poprosiła go, aby zatrzymał konia, gdyż chce wysiąść.
— Czemuż to? — spytał drwiąco. — Nie wygodnie ci?
— Owszem, tylko wolę iść pieszo.
— Zaczął rozważać. Był zły, że właśnie w taki dzień wziął na bryczkę tę latawicę. Z drugiej strony jednak czuł, że raz ją wziąwszy, nie powinien wypędzać.
— Stań, stań, Gudmundzie! — zawołała z taką stanowczością, że ściągnął lejce natychmiast.
Skoro sama chce wysiąść, rzekł do siebie, nie będę jej zatrzymywał gwałtem.
Wyskoczyła nim stanął.
— Myślałam, że wiesz kto jestem. Tylko dla tego wsiadłam.
Gudmund kiwnął jej głową i zaciął konia.
Dziewczyna mogła istotnie przypuszczać, że ją zna. Widywali się gdy była dzieckiem. Zmieniła się zapewne.
Na razie był szczęśliwy, że się pozbył jej towarzystwa, lecz potrochu zaczął odczuwać niezadowolenie z siebie. Choć myślał, że nie mógł postąpić inaczej, jednak nie lubił być okrutnym.


∗             ∗

W kilka minut po rozstaniu z Helgą, Gudmund skręcił z gościńca na boczną drogę, wiodącą do dużego folwarku. W chwili gdy stanął przed gankiem, ukazała się na progu jedna z córek gospodarza. Gudmund zdjął kapelusz, rumieniąc się zlekka.
— Ojciec w domu? — zapytał.