Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

któremi ty płacisz za wino dla nas, to pewno z jakiegoś trzosa tureckiego lub ormiańskiego kupca, lub ze szkatuły siedmiogrodzkiego czy wołoskiego bojara.
Pytać starego o to nie śmiałem, ale za to nieraz pędząc na moim wronym, wyobrażałem sobie, że muszę tak jak mój ojciec popróbować wolnego, burłackiego życia; zdawało mi się już wówczas, że gonię na zborne miejsce, że gdy świsnę, gdy zadmę w mą trąbkę rogową, to z za każdego buka, z za każdej smereki, z za każdej jodły wysunie się łegiń-opryszek, zbrojny w kris janczarski, w pałasz polski i węgierskie, złotem sadzone pistolety, i ja z tymi towarzyszami-kompanami napadać będę na mandatorskie dwory, wieszać będę szwabów projdyświtów, a narodowi huculskiemu, chrześciańskiemu, zapowiadać będą wolność wszelaką... A później, później, kiedy z kulą w sercu zaniosą mię pobratymy na górę wysoką, żeby mię tam jak orła w gnieździe pochować, to dziewczęta, ta mołodyce pieśni o mnie śpiewać będą, bajki opowiadać, jak o drugim Dowboszu-kapitanie...
Hej, gdzie te lata? Gdzie te dumki a myśli orłowe?
— Panie, jeżeli chcecie słuchać dalej — ozwał się zwracając się ku mnie — to nalejcie mi szklankę wina, bo w ustach mi zaschło, a głupie łzy do starych oczu się cisną i w gardle drapie... tak drapie, że przemówić trudno.
Wstałem i pomiędzy bagażami odszukawszy butelkę starego węgierskiego wina, nalałem całą szklankę i podałem ją staremu. Mykoła przytknął usta do szklanki i wnet ją odjął, mlaskając powoli językiem.
— Takiego to szkoda dla starego — mówił, lecz równocześnie pociągnął drugi haust wina. — Ot takiem samem napawały nas debreczyńskie dziewczęta, kiedyśmy do ich miasta przymaszerowali, zbiwszy Niemców... pod... pod... a kto tam te węgierskie, pogańskie miasta zapamięta, jak się one nazywały. Hej! hej! dawne to czasy. Ale trzeba wypić, bo wy panicze historyi o Milnerze i jego żonie ciekawi, a ja prawię wam o sobie, jeszcze i wina każę sobie nalewać.