Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogło, że dusza już opuściła to zbiedzone i znękane ciało.
Po godzinie mniej więcej takiego stanu, zerwał się jak szalony i wybiegł z chaty. Przechodząc przez sień, usłyszał po za sobą szyderski śmiech ordynansa; śmiech ten dopełnił miary jego rozpaczy. Teraz był już pewny swej hańby. Echo tego śmiechu dźwięczało mu długo w uszach, niby jakaś piekielna orkiestra.
Wyszedłszy na ulicę, zaczął się posuwać przed siebie bezmyślnie. Ohydne, nieznane mu przedtem uczucie zazdrości, rozszalawszy się w jego duszy, głuszyło myśl wszelką; obezwładniało wszystkie zmysły; żarem palącym napełniało mu pierś nagą i na działanie północnego wiatru wystawioną. Wicher smagał pierś tę nieszczęsną wściekle, niemiłosiernie, nie mógł jednak ugasić, ułagodzić tej wewnętrznej pożogi.
Sam nie wiedział, jak długo błąkał się w takim stanie; jak mara jaka przesuwał się pomiędzy opłotkami we śnie już pogrążonej wsi; aż ocknął się przed znaną sobie chatą swego starego swata Andryja Szczerbatego.
Słabe światełko przedzierające się przez szronem okryte szybki okna zdradzało, że gospodarz nie spał jeszcze. Wszedł do środka, nie wiedząc co robi i po co tam idzie. Stary Andryj siedział w świetlicy przed tkackim warstatem i oddawał się swemu ulubionemu rzemiosłu, z którego słynął w całej okolicy i które mu dało dostatek a nawet względną zamożność. Ujrzawszy Hnata o tak spóźnionej porze i w tak opłakanym stanie, zerwał się pospiesznie ze stołka i oglądając go bystro a uważnie, tak go zagadnął:
Boh z toboju, mój synku! Co się z tobą dzieje?
— Czart mną nosi! — mruknął Hnat.
— Przepadniesz!... Oh, przepadniesz marnie z tą przeklętą gorzałką!... Wyglądasz tak, jakbyś się od szubienicy oderwał i po wsi chodził ludzi straszyć. No, przemów co rozumnego.
Hnat, wpatrzony w światło małej lampki, stał milczący, nie mogąc się zebrać na słowo rozsądnej odpowiedzi.