Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyś taki pijany, czyś zmysły już do reszty stracił? — pytał uparcie stary. — Opamiętaj się człowiecze! Czy bies cię jaki naprawdę opętał, czy co?... Zastanów się raz. Gubisz swą kobietę i sam się na ostatniego łotra wykierujesz.
— Ha! Ona... ona już zgubiona!
Wyszeptał z trudnością zrazu, lecz wnet potem zaczął gwałtownie mówić:
— Zgubiona! zgubiona! na wieki już przepadła... A jam jej tak wierzył, jak świętą szanował... Licho nadniosło przybłędę tego przeklętego... I wszystko odrazu przepadło, ona już nie moja, a jego! jego! jego!... Sam widziałem, pościel nieruszona... Ona szelma myślała, że ja zawsze będę w karczmie do białego dnia siedzieć... Ah! niedoczekanie im djabelskim dzieciom... Żeby ich tam razem grom z jasnego nieba pobił.
Stary ze zdumieniem słuchał tych szalonych słów, w ciągu tej przemowy przeżegnał się ze dwa razy lewą ręką, wreszcie opierając ciężko swą dłoń na ramieniu Hnata, przemówił stanowczo:
— Czekaj!... powoli! Gadaj po ludzku. Co ci się przytrafiło? Zbierz hłużdy w kupę i mów jasno, może ci co poradzę, może pomogę; długo na świecie żyję, dużo różnego widziałem.
— Nie trudź się bat’ku — odburknął Hnat — co mi tam poradzisz? Ot daj lepiej postronka, ta jeszcze pomóż powiesić się, bo mnie samego lęk babi bierze. Na babę, na piecucha mnie tam przy dworze wyhodowali.
— Boga wielkiego durniu nie obrażaj! zawołał w największym gniewie stary. — Mówisz, że żona cię na durnia wykierowała. Pewno, że to nie miło, ale ty nie pierwszy i nie ostatni, chodzi to po świecie... A do tego jeszcze nie wiesz na pewno, czy to prawda.
— Pościel nie ruszana, jej w chacie nie było — mruknął ponuro Hnat.
— Co to, pościel nie ruszona? — przerwał mu stary — ot może poszła prząść do sąsiadów, a ty pijany przyszedł i sławę kobiecie szkalujesz, dotąd się nic na niej nie pokazało.