Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zabierzcie go stąd precz! Zabierzcie go... to wcielenie szatana! Albo nie; niech zostanie; tylko słuchaj, Céleste, zażądaj od niego dużo więcej.
I zacny papa Binat zaczął podrygiwać wyjąc z radości.
— Mój mąż ma racyę — przyznała Madame. — W Port-Said wszystko jest na sprzedanie. Jeżeli więc obecność jego może być potrzebną panu, zapłacisz w zamian więcej; nie wiele zresztą: pół... pół... eh, jakżeż tam pieniądz ten nazywacie? Pół suwerena.
Cena z góry uiszczoną została, a taniec ów szalony, taniec furyi, urządzono o północy, na podwórzu, dotykającem domu państwa Binat, a murem wysokim opasanem. Sama Madame, w jedwabiu słomkowej barwy, spadającym ustawicznie z żółtych jej ramion, wtórowała na fortepianie dźwiękom blach wielkich, w jakie bili krajowcy. Przy odgłosie piekielnego tego hałasu, przy świetle lamp naftowych, nagie zanzibarskie dziewczyny zawodziły tan dziki.
Binat siedział z dala na krześle, przyglądając się mętnemi źrenicami, które zdawały się nie rozróżniać przedmiotów nawet. Stopniowo jednak wir tańca i dźwięki rozbitego fortepianu zaczęły rozpalać spirytus, który