Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz pożegnali się. Torpenhow odjechał, pozostawiając go na pastwę upragnionej i od tak dawna pożądanej samotności.




ROZDZIAŁ XIII.

— Przepraszam, panie Heldar — pytał mr. Beeton, właściciel chambres garnies, w których ociemniały mieszkał dalej, — przepraszam, chciałbym jednak wiedzieć, czy w umowie naszej żadna nie zajdzie zmiana?
— Żadna! — brzmiała odpowiedź twarda i szorstka, jak rozpacz, wstrząsająca od dwóch dni Ryszardem.
— Nie powinienbym wtrącać się do nieswoich rzeczy, wiem o tem; sam przecież powtarzam ludziom: „Niech każdy pilnuje swego nosa, a najlepiej na tem wyjdzie;“ mr. Torpenhow wszakże dał mi do zrozumienia przed wyjazdem, że pan nie będzie prawdopodobnie mieszkał u mnie dłużej. Wspominał coś o założeniu własnego domu, o lepszej opiece, jak gdybym to ja nie był najlepszą dla lokatorów moich opieką.
— Torpenhow miał pewno na myśli zakład obłąkanych. Nie myślę jednak trudzić