palić fajkę. Maisie wściekłą była na siebie i na niego.
W Dover naglono tak do pośpiechu, iż z trudnością zdołała posilić się trochę. W Londynie Torpenhow wsadził ją do doróżki, a zawiózłszy do jakiegoś ponurego domu, kazał czekać na schodach, sam zaś pobiegł zobaczyć, co się dzieje u przyjaciela.
Świadomość, iż traktują ją jak małe dziecko, którego nikt o zdanie nie pyta, pokryła purpurą gniewu lica Maisie. Dick jeden był winien wszystkiemu... Skąd mu się wzięło to głupie oślepnięcie?
Powróciwszy wreszcie, Torpenhow podprowadził ją na palcach do drzwi zamkniętych i popchnął ją lekko.
Przy oknie siedział Heldar, z głową na piersi zwieszoną, przesuwając w ręku trzy nieodpieczętowane listy. Olbrzym, kierujący nią dotąd, zniknął nagle, a drzwi zamknęły się z cicha.
Posłyszawszy skrzypnięcie, Ryszard ukrył szybko listy w kieszeni.
— Hola, Torp! Czy to ty? Wracasz nareszcie! Ach, jak to dobrze! Nie będę już tak osamotniony!...
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/285
Wygląd
Ta strona została skorygowana.