Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o lżejszym chodzie i mniejszych niż moje stopach.
Głośno zaś dodał:
— Dobrze. Skoro jesteś tak niezależny, że ci się na nic przydać nie mogę, wyjadę więc na dni kilka. No, pożegnaj się przynajmniej poczciwie; umówiłem się z gospodynią, aby tu miała staranie koło ciebie, w mieszkaniu zaś mojem zostaje na czas mej nieobecności Kenen wraz ze swymi towarzyszami.
Rysy Heldar’a smutek okrył.
— Jedziesz? Ale nie zabawisz długo? Nie dłużej nad tydzień? Torp, wiem że stałem się przykry; bez ciebie jednak trudno mi istnieć...
— Obejdziesz się beze mnie nie długo zupełnie i jeszcze kontent będziesz z zamiany.
Heldar powrócił omackiem do swego fotelu, by nad znaczeniem słów tych rozmyślać. Lękał się opieki gospodyni, starania zaś i troskliwość Torpenhow’a na nerwy mu działały. Zapytany, czego pragnie, nie umiałby dać odpowiedzi. Jęknąłby tylko może, iż otaczająca go ciemność nie rozprasza się ani na chwilę, że nieodpieczętowane listy Maisie zniszczyły się już — czuł to — ciągłem obracaniem w ręku. O treści ich nie dowie się nigdy, skoro do śmierci samej nie będzie ich w stanie odczytać. Czyby jednak Maisie nie mogła przysłać mu