Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niej, żal za słowa te okrutne do królowej, chociaż ta ostatnia... mylić się nie mogła.
— Sądziłem, żeśmy się zbratali myślą, zbliżyli do celu życia; ona zaś porzuca go, by... gonić motyle!... Nie, to oszaleć można!...
Nie sposób było przemawiać do serca jej lub rozsądku, rudowłosa bowiem nie opuszczała pracowni. Dick więc spojrzał tylko z wyrzutem w oczy dziewczęcia.
— Przykro mi — wyrzekł, — bo sądzę, że popełniasz wielką pomyłkę. Ale nie mówmy o tem. Powiedz mi, co ci poddało myśl nowego obrazu?
— Poczerpnęłam ją z książki.
— Zły to początek. Książka rzadko bardzo staje się dobrem źródłem natchnienia dla malarza.
— Wszak znasz pan The city of dreadful Night? — przerwał za nimi głos rudowłosej. — Czytałam wczoraj poemat ten głośno, i oto ustęp, który tak Maisie zachwycił.
— Czy znam? Rzecz prosta. Utwór to bardzo malowniczy; żałuję, żem się z góry nieprzychylnie odezwał. Cóż tak przykuło jej uwagę?
— Opis Melancholii. — I z widocznym sarkazmem wskazywała urywek, w którym poeta opisywał postać kobiety, o potężnych skrzy-