Przejrzał kilka niewykończonych szkiców, pobębnił palcami po nowem płótnie, oczyścił parę pędzli, poprawił zbroje, przestawił przyrządy i, rzucając wszystko, oświadczył, że dosyć już ma roboty na dzisiaj.
— Nie, to prosta nieprzyzwoitość — mówił Torpenhow do siebie. — Co mu się stało? Po raz pierwszy nie korzysta ze światła porannego. Czyżby odkrył niespodzianie, że ma duszę, temperament artystyczny, lub jakiś skarb równie cenny, który mu nadal pracować nie pozwoli? A może wychodził pod moją nieobecność wieczorami i zaplątał się gdzie w kabałę? Muszę ja to sprawdzić.
Zadzwonił na starego, łysego odźwiernego, którego nic nie zwykło gniewać, ani dziwić.
— Powiedz mi, Beeton — zapytał, — czy mr. Heldar obiadował na mieście, podczas gdy mnie tu nie było?
— Nie, proszę pana, jadał w domu. Nie przypominam sobie nawet, abym mu wydostawał choć raz jeden garnitur wizytowy.
— Po teatrze przyprowadzał tu z sobą rozmaitych panów; ciekawe to były figury. Wogóle lokatorzy na wyższych piętrach nie zachowują się zbyt cicho, przywykłem więc do ich hałasów. Spuszczać jednak laski wzdłuż schodów, a później gonić je na czwora-
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/107
Wygląd
Ta strona została skorygowana.