Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a Króliczy Bobek zrobił pogrom Kingowi. Słyszeliście jak szkło dzwoniło?
— Jakże, przecie on — on — on — piszczał M’Turk — drżącym palcem wskazując na Beetle’a.
— Jakże, przecie ja — ja — ja byłem przez cały czas — zawył Beetle — Byłem w jego gabinecie, urągał mi...
— O, rany boskie! — krzyknął Stalky i zniknął pod wodą:
— Szkło — szkło, to jeszcze nic. Mandersowi młodszemu rozbił głowę. Na — na — nafta z lampy rozlała się po całym dywanie. Krew na książkach i papierach! Guma! Guma! Guma! Atrament! Atrament! Atrament! O, Boże!
Stalky, cały czerwony, wyskoczvł z wanny i, trzęsąc Beetlem, starał się doprowadzić go do równowagi; ale jego opowiadanie znowu zbiło ich z nóg.
— Ja ukryłem się w komórce, jak tylko usłyszałem, że King biegnie na dół. Beetle wpadł na mnie. Drugi klucz jest schowany za tablicą. Niema cienia czegoś takiego, coby świadczyło przeciw nam — rzekł Stalky.
Przez chwilę śpiewali sobie wzajemnie hymny pochwalne.
— I w dodatku on sam — sam — sam nas z pracowni wyrzucił! — podkreślił M’Turk — Choćby chciał, nie może nas podejrzewać. Och, Stalky,