Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zastał go stojącego grzecznie na tlącym się dywanie, rozłożonym przed kominkiem.
— Pampsor nie kazał mi odejść — rzekł z miną Casabianki i King wysłał go w ciemności piekielne.
On jednak, chcąc wyładować radość, która go rozsadzała, podążył na parter ku małej garderobie, w której czyszczono trzewiki. Ledwie jednak zaczerpnął oddechu, aby wydać pierwszy okrzyk triumfu, dwie ręce ścisnęły go za gardło tak, że ani głosu wydać nie mógł.
— Idź do dormitaża i przynieś mi moje rzeczy. Przynieś je do łazienki Piątej Klasy. Ja jestem wciąż jeszcze w trykotach! — zasyczał Stalky, siedząc mu na głowie — Nie leć! Idź powoli.
Ale Beetle wtoczył się do sąsiedniej klasy i wydelegował nie wiedzącego jeszcze o niczem M’Turka, z historycznem précis dotychczasowego przebiegu kampanji. Tak tedy był to M’Turk o drewnianej twarzy, który przyniósł ubranie z dormitaża, podczas gdy Beetle dyszał ciężko na ławce. A potem wszyscy trzej ukryli się w łazience Piątej Klasy, poodkręcali kurki, napełnili łazienkę parą i płacząc wskoczyli do wanien, gdzie opowiadali sobie szczegóły wojny.
— Moi! Je! leli! Ego! — sapał Stalky — Czekałem, póki własnych myśli już słyszeć nie mogłem, kiedyście wy bili w bęben! A potem schowałem się w pace na węgiel — postrzeliłem Króliczy Bobek —