Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lanowy kosz — awersja M’Turka — rozbity w strzępy, wysypał swój muszkat wraz z ziemią na czerwone rypsowe poduszki; Manders minor krwawił obficie z ciętej rany na kości policzkowej, zaś King, używając okropnych słów, z których każde Beetle skwapliwie notował sobie w pamięci, wybiegł na poszukiwania sierżanta szkolnego, chcąc natychmiast osadzić Króliczy Bobek w więzieniu.
— Biedne dziecię! — odezwał się Beetle z fałszywem, udanem współczuciem — Pozwól, aby to trochę wykrwawiło. To najlepiej zapobiega apopleksji.
Tak, prowadząc ku drzwiom wyjącego Mandersa, umiejętnie przytrzymywał jego oślepioną przez krew głowę to nad biurkiem, to nad zeszytami na biurku.
A wówczas Beetle, sam wobec całego pogromu, odwdzięczył się pięknem za nadobne. W jaki sposób w tym pokoju cały komplet „Gibbona“ miał grzbiety podarte, jak gdyby ostrym krzemieniem; w jaki sposób takie mnóstwo czarnego i fioletowego atramentu zmieszało się na biurku z krwią Mandersa; w jaki sposób wielka butelka z gumą arabską, odkorkowana, potoczyła się półkolem po podłodze i w jaki sposób porcelanowa klamka u drzwi pokryła się jeszcze gęściej krwią Mandersa, to były rzeczy, których oczywiście Beetle nie tłumaczył, kiedy doprowadzony do wściekłości King wrócił