Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylację. Podszedł ku oknu majestatyczny jak zwykle w czarnem ubraniu, zupełnie widoczny w świetle gazu.
— Ja ci widzy! Ja ci widzy! — ryczał Króliczy Bobek, rozwścieczony widokiem wroga — znowu salwa śrótu z ciemności na górze — Ty, ty, z tą długą trąbą, żebrak kaprawy! To ty za stary na takie psie figle — aj! Ja ci mówim, weź okład na swój nochal, weź okład na swój długi nochal!
A w Beetle’u serce aż zamarło. Gdzieś, w jakiś sposób, wiedział to już napewoo, za temi manifestacjami krył się Stalky. Była nadzieja i prawdopodobieństwo zemsty. Radę, dotyczącą nosa, uwieczni w nieśmiertelnym wierszu. King podniósł okno w górę i zgromił surowo Króliczy Bobek. Ale furman był bez trwogi i zmazy. Zlazł z wozu i stanął przy drodze.
A potem przyszło jedno po drugiem, wszystko jak we śnie. Manders młodszy z krzykiem złapał się za głowę, gdy kanciasty krzemień odbił się od trzech bogato oprawnych w cielęcą skórkę tomów na półce z książkami. Drugi krzemień szurnął przez całe biurko. Beetle z udaną gorliwością chciał go złapać, ale usiłowania jego zostały uwieńczone tylko przewróceniem lampy naftowej, z której nafta polała się via King na papiery, parę jego ulubionych książek i perski dywan na ziemi. Dużo było potłuczonego szkła dokoła krzesła pod oknem; porce-