Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeklętego studenta, który go tak podstępnie napadł.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

— I tak — mówił King swym głowowym głosom do Beetl’a, nad którym się znęcał w obecności Mandersa młodszego, wiedząc dobrze, jak ucznia piątej klasy boli, gdy się go wyśmiewa przed mikrusami — i tak, mistrzu Beetle, mimo wszystkich naszych wierszy, któremi się tak pysznimy, jak tylko ośmielimy się wejść w konflikt choćby z tak nic nie znaczącym przedstawicielem władz szkolnych, jak naprzykład ja, wylatujemy ze swej pracowni, czy tak?
— Tak jest, prosz pampsora! — odpowiedział Beetle z baranim uśmiechem na twarzy i wściekłością w sercu. Był już bliski utraty wszelkiej nadziei, ale pocieszał się jeszcze dobrze uzasadnioną wiarą, że Stalky nigdy nie jest tak niebezpieczny, jak wówczas, gdy go nie widać.
— Nikt się nie prosi ani o krytykę, ani o uznanie. Otóż — zostaliśmy wydaleni ze swej pracowni zupełnie jak pierwszy lepszy Manders minor. To trudno! Nie jesteśmy niczem innem, jak tylko smarkatymi sztubakami i musimy być odpowiednio, jako tacy, traktowani!
Beetle nadstawił uszu, bo Króliczy Bobek klął na gościńcu bez pamięci i niektóre jego wyzwiska trafiły przez lufcik do pokoju. King wierzył w wen-